JK Political Fiction: Korwin i Galicjanie.



Dawno, dawno temu kiedy nikt nie słyszał o Facebooku - tak to były straszne i mroczne czasy! - całą Europę opanowali swoimi chciwymi rządami Systemianie. Na ich czele stał Tuskzar.
Nikt w całej Europie nie śmiał się przeciwstawić woli tyrana. Wszyscy żyli gnębieni w nędzy i rozpaczy.....zaraz! A cóż to za miejsce, gdzie ludzie są szczęśliwi i flagi tyrana nie powiewają nad ich domami? To Galicjanie!
Niewielka wioska, która stawia mężnie opór najeźdźcom. Udaje im się tego dokonać, dzięki tak dzielnym wojownikom jak Wyborcomix  - niewielkiego wzrostu, lecz sprytny i szybki oraz Obalesystemix - wielki i silny. O patrzcie są! Biegną właśnie, do chatki zbudowanej na uboczu, gdzie mieszka Mędrzec. Musicie wiedzieć, że nie tylko siła i odwaga dała Galicjanom wolność i szczęście. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, którą posiadają Galicjanie. Magiczny napój!
- Korwinomixie! Korwinomixie! - krzyczy wpadając do chaty Mędrca, Wyborcomix. - Systemianie! Systemianie na horyzoncie!
- Ileż mam powtarzać Wyborcomixie, że prawdziwy dżentelmen tak się nie zachowuje.
- Przepraszam Korwinomixie - odrzekł Wyborcomix. Ze wstydu opadły mu aż husarskie skrzydła na plecach. - Postaram się być lepszym Galicjanem.
- Już dobrze, dobrze. Nie przejmuj się tak.  Chyba czas przyrządzić magiczny napój, czyż nie?
- Ależ tak!
- Dobra myśl Korwinomixie - rzekł Obalesystemix - Usycham z pragnienia.
Bez magicznego napoju, chyba umrę! Tu, na tej podłodze!
- Oj, poczciwy Obalesystemixie! Wiesz przecież, że jako dziecko wypiłeś cały kontener magicznego napoju i nie możesz go więcej pić !
- Zawsze warto spróbować - wymamrotał do siebie obrażony Obalesystemix.
- Wyborcomixie! Zbierz wszystkie składniki! - rozkazał Korwnomix.

W tym czasie Systemianie ustawili na polach przed wioską swe legiony.
Na ich czele stał Komoroulus. Dokładniej, stał on na krześle trzymanym przez swych żołnierzy, gdyż był zbyt gruby by się poruszać.
- W tył ! - wydał rozkaz misiowatym głosem.
Żołnierze ruszyli natychmiast.
- W tył! Mówię w tył! - krzyczał misiowato Komoroulus. - Gdzie wy,  na anakondę którą własnoręcznie ubiłem, idziecie?!
  Żołnierze szli czym prędzej.  Komoroulus wściekał się jeszcze więcej.
W przybocznej straży Komoroulusa, był jednak żołnierz zwany Boromionem. Mimo swej wielkiej tępoty, miał on pewne przebłyski inteligencji.
- Komoroulusie! - krzykną Bormion - Czy wasza żyrandowość, mówiąc w tył mówi, w przód?
Komoroulus zgłupiał. Zrobił wielkie oczy i rozdziawił gębę na chwilę po czym nabrał powietrza i rzekł:
- Oczywiście żołnierzu! W tył znaczy w przód! Takie są nowe regulacje!
  Zatem w tył! W tył!
Żołnierze podrzucili nieco krzesło aż Komoroulus pisną ze strachu i ruszyli
w przód - to znaczy "w tył". Rychło dotarli pod bramy wioski Galicjan.
- Galicjanie! Galicjanie! - darł się Komoroulus misiowato, aż zza palisady wychynęła mała główka. Popatrzyła się i zniknęła. Komoroulus był niepocieszony. Tak chętnie wybrałby się teraz na polowanie, zamiast zajmować się jakąś zapyziałą wioską, o której krążą legendy. Nagle, nad palisadą pojawiła się młoda twarz.
- Kim jesteś i czego chcesz? - rzekła postać zza palisady.
- Jestem Strażnik Żyrandola Komoroulus. Przybywam do Was z rozkazu samego Tuskuzara. Mam dla Was wieści. A kim ty jesteś?
- Jestem Berkomix. Rzecznik Gadający wioski Galicjan.
Komoroulus parskną. Nie cierpiał tej nowej mody na rzeczników. Rzecznik tu rzecznik tam - myślał sobie - a porządnego przaśnego kawału nie ma kto powiedzieć.
 - Jakie to wieści? - spytał Berkomix.
 - Macie poddać się jego woli inaczej podbijemy waszą wioskę i  zostaniecie skazani na niewolniczą pracę w kopalniach Skarbowych  oraz w Odmętach Szaleństwa!
- Drogi Strażniku Żyrandola Komoroulusie! Widzę, że przybyłeś niedawno w nasze okolice. Czyż nie dotarły do Ciebie wieści o tym, że Galicjan nikt jeszcze nie pokonał? Wiele legionów Systemian odbiło się od naszej palisady.
- Prędzej uwierzę, że gałąź brzozy zniszczy legion, niż w brednie o magicznym napoju! - krzyknął misiowato Komoroulus.
- Daj nam zatem czas by się naradzić. Poczekaj chwilę  - rzekł Berkomix i znikną mu z oczu. Rzecznik Gadający popędził czym prędzej do chatki Korwinomixa wcześniej pukając w drzwi.
- Kiedy magiczny napój będzie gotowy?
- Spokojnie - rzekł Korwinomix - jeszcze kilka ważnych składników i wywar musi się zagotować. Przytrzymaj Centusiona pod palisadą jeszcze trochę.
- To sam Strażnik Żyrandola drogi Korwinomixie!
- Jak go oceniasz?
- Taki trochę misiowaty. Wizy nikt mu nie da.
- Doskonale. Wyborcomixie masz składniki?
- Tak jest!
- Zaczynajmy zatem - rzekł Korwinomix sięgając do worka trzymanego przez Wyborcomixa.
- Garść - rzekł Krowniomix wrzucając do kotła -  Braktusa Pitulisa..........liść Zusozabójki ........korzeń Karośmiercionośnika....... i najważniejszy .......Odpieprznik Rządowy...
- Już gotowe? - zapytał Wyborcomix
- Oj niecierpliwy Wyborcomixie. W kotle będzie teraz jeszcze lekki burdel przez chwilę, lecz potem ukarze się moc.
- Komoroulus jest chyba równie niecierpliwy - rzekł Berkomix. - Znowu krzyczy.
- Porozmawiaj z nim jeszcze! No idź! - ponaglił Korwinomix.

Berkomix znów stanął za palisadą.
- Strasznie niecierpliwy jesteś Strażniku Żyrandlowa Komorulusie! Ledwo chwilkę mnie nie było!
- Strasznie długa ta chwilka! Aż moich żołnierzy nogi bolą od stania. Straszne to dla mnie poświęcenie.
- Zastanowiliśmy się Komoroulusie. Jesteśmy skłonni do zgody........
- Uff! - mruknął Komoroulus
-...ale pod pewnymi warunkami.
- Na wielkiego  Tyrana Tuskzara! Jakież warunki?
- Chcemy mieć własne Ministerstwo.
- Mamy ich od cholery. Może być i następne. To wszystko?
- Chcemy mieś tytuły szlacheckie!
- Ale Systemianie są wszyscy równi między sobą......
- My chcemy być równiejsi.
- Powiedzmy, że da się zrobić......
- Chcemy, żeby trawa w naszej wiosce była wiecznie zielona..........
- Co ?! - zgłupiał Komoroulus.
- Chcemy mieć wieczną wiosnę. Chcemy również by słońce świeciło dłużej i było cieplej w ciągu roku.
- Co?! - zdumiał się Komorulus jeszcze bardziej.
- Chcemy stadion wioskowy. Chcemy darmowego węgla. Zwolnienia z podatków.
- Podatki muszą być ! Beż podatków żadna wioska się nie utrzyma!
- Nie mamy podatków a jakoś żyjemy - odrzekł mu Berkomix.
- Mogę Wam podatki obniżyć.
- Na ile?
- Z 300% na 250%, zgoda?
- Za wysoko!
- To 200% podatku!
- Komorulusie chyba nie chcesz się dogadać!
- 150% podatków mniej nie dam!

- Nie ma zatem mowy o pokoju!

- A niech to! - rzekł wykończony Komoroulus. Jego okrągła tłusta twarz zrobiła się cała czerwona. - Zniszczę Was! Zniszczę!  - mamrotał.
Brama wioski otworzyła się. Ukazało się w niej wielu młodych mężczyzn i kobiet, pełnych mocy a w ich oczach widać było odwagę.
Komoroulus przeraził się tą uzbrojoną po zęby grupą wolnych ludzi. Podskoczył na krześle i krzyknął: W tył! W tył!
Żołnierze zatem ruszyli przed siebie, wprost na rozjuszony tłum. Po chwili, Komoroulus  z podbitym okiem, szybował nad swymi legionami podziwiając uroki okolicy. Gdy upadł, zalał go deszcz spadających systemian. Widząc ten pogrom zielone oddziały Stronników uciekały w popłochu.
Gdy w zasięgu wzroku nie było już ani jednego Systemianina , jak to mieli w swoim zwyczaju Galicjanie, w wiosce wyprawiono ucztę by uczcić kolejne zwycięstwo. Zajadano dziczyznę i pito najlepsze wino. A zabawa trwała do samego rana.

Gdy słońce chyliło się ku zachodowi na horyzoncie można było dostrzec jeszcze turlającą się po ziemi sylwetkę Komoroulusa.

 Teraz również,jak po każdym zwycięstwie, Galicjanie cieszyli się bogactwem, szczęściem  i wolnością a wzrost gospodarczy wyniósł 10% rocznie.




Poznaj początek tej historii: "Korwin i Porwanie" 

Już niebawem: Korwin i Nierówność Mocy !

Komentarze

Popularne posty