Dobijanie psa - recenzja serialowego hitu


Powiew zepsutej świeżości przyciąga ludzi. Na mnie też zadziałało.


Jeżeli tytuł Wam coś przypomina to śpieszę donieść, byście poszukali głębiej w pamięci jeżeli jesteście fanami zagranicznych ( czytaj amerykańskich) seriali. Jestem po pierwszym odcinku House of Cards o którym już słyszałem chyba z milion razy od znajomych bądź gazet i telewizji. Wy pewnie też. Hicior tak zwany to jest. Jako człowiek nie bojący się niczego (oprócz kilku mało nie istotnych rzeczy - jak sprzątanie ) postanowiłem spróbować.


Zło przyciąga albo wyrób zło podobny - brutalność w osiąganiu celu. Taka jest esencja tego serialu wydaje mi się. Kiedyś zacząłem czytać "Mroczną Wieżę" Stephena Kinga i tam zastosowano to samo. Zło oblepiające każdą stronę, bohaterów, przyrodę a potem czytelnika. Nad wyraźniej czytelników to wciąga. Wracając do House of Cards, to jest to historia wyciągnięta prosto z Szekspira - Makbet i Lady Makbet pasują tu idealnie. Pokazuje namiętne pragnienie władzy i dążenie do niego. Może ukazuje to  w mniej krwawy sposób, lecz na pewno nie elegancki. Główny bohater Frank Underwood jest wybitnie władczą postacią. Włada sobą, pracownikami, innymi politykami a także widzem, poprzez prosty zabieg. Gdy mówi w ekran wprost do widza, nie czujecie się jakby ktoś udzielał wam lekcji? Tak robi właśnie mistrz, który jest silny. Przez to postać Franka Underwooda włada nawet poza ekranem.

Miałem mały miks w głowie dzięki dwóm postaciom. Dziennikarki Zoe Barns i sekretarce Janine Skorsky. Po prostu ciężko mi odróżnić te dwie postacie z wyglądu, są zbyt podobne. To drugie nazwisko bardzo przypomina polskie, nie sądzicie? Cóż, to ukazuje jaką markę mają Polacy za granicą - dość łatwą. Choć jakby popatrzeć z drugiej strony, to jest to jakieś wyróżnienie.
Nie będę Was dalej zanudzać, bo przede mną kolejny odcinek! :)


Komentarze

Popularne posty